

Autor: Maciej Kowal
Założyciel PandaSEO.
⚠️ ACHTUNG!
Wbijam kij w mrowisko.
Najmocniejszy wpis na tej stronie.
Zrób kawę – albo meliskę.
Ciśnienie i tak Ci skoczy.
Czekasz miesiącami.
Dostajesz prezentację z kolorowymi wykresami, na końcu faktura…
A w głowie tylko jedno:
„Czy ja czegoś nie rozumiem, czy oni robią mnie w balona?”
Ten wpis jest dla Ciebie, jeśli:
- kampania wyglądała jak czarne pudełko – niby coś się działo, efektu brak,
- słyszałeś „analizujemy, optymalizujemy” – ale zwrotu zero.
Nie dam Ci recepty.
Dam Ci coś mocniejszego – wnętrze agencji „ze statusem” Google Partner.
Ten sam syf, który już znasz.
System stworzony dla przetrwania, nie dla efektów.
Raport ma wyglądać. Nie działać.
I zanim wbiegną białorycerze z transparentem:
„Ale nie każda agencja tak robi, my jesteśmy super!”
Nie atakuję ludzi ani firm.
Atakuję system, w którym działają agencje i w którym zbyt wielu klientów już się sparzyło.
Agencja „Junior wklepuje, senior ratuje”
Na papierze wygląda świetnie.
Status Google Partner. Prezentacja jak z Doliny Krzemowej.
A potem się zaczyna.
Masz 30 tysięcy budżetu – a kampanię prowadzi ktoś świeżo po kursie. Bo taniej.
Kiedy coś się sypie – nie ma planu.
Jest gaszenie pożaru.
Senior wpada na chwilę – nie budować wartość, tylko łatać dziury.
ROAS 500%. Na papierze przyzwoicie.
Po prowizji? STRATA.
Pół roku stagnacji. Zero wzrostu. Zero efektu.
Klient sfrustrowany – bo nic się nie zmienia, tylko raporty się kolorują.
Wchodzę.
Porządkuję strukturę. Ustawiam cele.
Czyszczę śmietnik, który nazwano „strategią”.
Zero magii. Zero innowacji. Po prostu marketing bez chaosu.
Trzy miesiące później – ROAS 1000–1200%.
Nie dlatego, że jestem szamanem.
Dlatego, że ktoś wreszcie zrobił robotę jak trzeba.
I co dalej?
Kampania wraca do juniora.
Ja gaszę kolejny pożar.
A klient? Jeszcze nie wie, że czeka go powtórka z rozrywki.
Bo taki jest ten system.
Nie dla efektów. Dla przetrwania.
Nikt nie ogarnia Twojego biznesu
„Opiekunowie” zmieniają się co chwilę.
Jeden obiecuje cuda.
Drugi musi „spytać dział techniczny”.
Trzeci znika szybciej niż Twój budżet.
Za każdym razem tłumaczysz od zera, jakby nikt nie czytał notatek.
Przestajesz wierzyć, że ktokolwiek ma plan.
Ale umowa leci dalej.
„Jest terminowa”.
Nie działa? Trudno, płać.
A gdy w końcu puszczają Ci nerwy i wystawiasz negatywną opinię?
Wchodzi teatrzyk:
„Rozumiemy, że coś poszło nie tak.
Anulujemy ostatnią fakturę i rozwiążemy umowę – bo mamy PARTNERSKIE podejście 🙂
A jeśli moglibyśmy prosić o opinię – tu mamy propozycję tekstu…”
I tak klient – po sześciu miesiącach frustracji, braku efektów i odbijania się od ściany – podpisywał:
„Z entuzjazmem polecamy współpracę z agencją X.
Zespół wykazał się zaangażowaniem i profesjonalizmem.”
Opinie wyglądają świetnie.
Nie dlatego, że było dobrze.
Tylko dlatego, że chcieli to zamknąć.
Mieć spokój.
Nie ciągać się po sądach.
Nie tracić życia na maile i bajki o „partnerstwie”.
Bo w końcu masz dość.
Nie walczysz już o wynik.
Walczysz o to, żeby to się skończyło.
Jedyne, co działało jak w zegarku?
Faktura. Zawsze na czas.
A jeśli nie została opłacona?
Nagle „opiekun”, który przez trzy tygodnie był „na spotkaniach”, odzywał się w godzinę.
Nagle telefon działał.
Nagle mail nie wpadał w SPAM.
Nagle był czas na rozmowę.
Bo przelew nie wpłynął.
Nie wtedy, gdy kampania się rozjeżdżała.
Nie wtedy, gdy klient pisał, że coś jest nie tak.
Dopiero wtedy, gdy Excel pokazał brak płatności.
Co łączy te historie?
Wszyscy wierzyli w bajkę, że ktoś w końcu ogarnie im marketing.
Że jak płacą – to ktoś naprawdę usiądzie i zrobi robotę.
Że „partner Google” to jakość.
Że „procesy” to praca, a nie zasłona dla bezradnych juniorów.
Były przebłyski.
Coś tam zadziałało.
Ale finał zwykle ten sam:
„Dlaczego nic się nie dzieje, skoro płacę?”
„Jak to możliwe, że po 6 miesiącach jestem dokładnie w tym samym miejscu… tylko biedniejszy?”
Zaufali opakowaniu.
Ładnym słowom, które brzmiały dobrze – ale nie znaczyły nic.
A co dostali?
Raport zamiast wyniku.
Kolorowe kółeczka w PDF-ie – piękne, błyszczące, nikomu niepotrzebne
I właśnie dlatego powstało PandaSEO
Nie jesteśmy od „growth coś tam, performance coś tam, kółeczek w PowerPoincie”.
Jest Panda.
Czarna, biała, w okularach.
Uśmiecha się – ale jak trzeba, to gryzie.
Klik. Klient. Kasa. Do przodu.
Jeden cel: wynik.
Bez złotych gór.
Bez zleceń, które śmierdzą porażką.
Marketing to nie kolorki.
To gra o wzrost, przewagę, pieniądze.
A my gramy tylko o wynik.
Z tymi, którzy mają jaja, żeby grać razem.
Chcesz dowody? Masz.
Nie jeden przypadek.
Cała seria tematów, które dowozimy do wyniku.
🐼 Sprawdź case studies
Wiesz już, gdzie jesteś w tym systemie?
Świetnie. Odezwij się.
Sprawdźmy, czy razem odpalimy coś, co naprawdę dowozi – zamiast udawać, że działa.
Nie czujesz tego? Spoko.
Zostają Ci pastelowe loga, PDF-y i warsztaty z „empatycznej komunikacji”.
My nie robimy teatru.
My robimy wynik.
Twardy, policzalny, w liczbach – a nie w slajdach.